To miało być rutynowe USG. Moja żona była wtedy w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Byliśmy u lekarza razem i mieliśmy po raz pierwszy zobaczyć naszą pociechę. W czasie badania lekarz kilkakrotnie najeżdżał na jakieś miejsce i w pewnym momencie powiedział: „Wasze dziecko niestety nie ma wykształtowanej przegrody w sercu. Będziecie musieli rodzić w klinice w Warszawie i zaraz po urodzeniu dziecko będzie miało wstawiony rozrusznik serca.” Mówił coś jeszcze, ale w ja już nic więcej nie słyszałem. Pamiętam tylko, że umówił się z nami na kolejne badania za tydzień…

Zaraz po badaniach jechaliśmy prowadzić razem z pastorem Mirkiem Szatkowskim weekendowe seminarium na temat darów Ducha Świętego. Podzieliśmy się z nim naszymi „hiobowymi” wieściami. Zapytał, czy chcemy prosić kościół o modlitewne wsparcie. Odpowiedzieliśmy, że nie, ponieważ byliśmy przekonani, że to sprawa naszego zaufania Bogu. Po skończonym seminarium Mirek podszedł do nas i powiedział, że jest przekonany iż Duch Święty natchnął go, aby za nas się pomodlił. Do dziś pamiętam słowa tej modlitwy: „Ojcze w imieniu Jezusa stwórz to, co nie jest stworzone.”

W czasie tej prostej, krótkiej, a przede wszystkim inspirowanej przez Boga modlitwy odczuliśmy potężną, stwórczą moc Boga. Kilka dni później w czasie badania zdziwiony lekarz potwierdził, że dziecko jest w 100% zdrowe. Jednak… Dzień przed tą wizytą wiedzieliśmy z Bożeną, że potrzebujemy złożyć Bogu naszą deklarację zaufania, która brzmiała tak: „Boże wierzymy ci, że nasze dziecko jest zdrowe. Jeżeli nawet powtórne badania wyjdą negatywnie, to będziemy się modlić i walczyć o jego uzdrowienie. Natomiast niezależnie czy urodzi się zdrowy, czy chory chcemy powiedzieć, że dalej będziemy ci ufać i służyć.” To była jedna z najtrudniejszych modlitw mojego życia.

Nie lubię takich sytuacji, co więcej unikam jak mogę, ale wiem, że co jakiś czas życie stawia nas przed podobnymi wyborami. Dla mnie jednymi z większych bohaterów wiary są Szadrak, Meszach i Abed – Nego, którzy stojąc u progu wrzucenia do pieca ognistego zadeklarowali swoje zaufanie Bogu, mówiąc do króla Nebukadnesara:

„Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś”. (Dn 3, 17 – 18 Biblia Tysiąclecia)

Zaufanie ludziom

Jest taka scena w filmie „Waleczne serce” (Braveheart), kiedy główny bohater William Wallace rusza do walki z przeważającymi siłami Anglików. Czekał na pomoc szlachty, ale oni nie przebyli. W czasie walki okazuje się, że jednak przybyli, tylko… stanęli po stronie wroga. Znamienna jest tu reakcja Wallace – odchodzi załamany na duchu. Nie były go w stanie pokonać zewnętrzne problemy, a pokonała go (przynajmniej chwilowo) zdrada tych, którym zaufał.

Niezależnie czy kojarzysz tę scenę z filmu, czy nie, to zapewne wiesz, o czym piszę. Prawie każdy przeżył w życiu coś podobnego. Kiedy pracowałem z ludźmi uzależnionymi widziałem wiele podobnych dramatów. Czy żona alkoholika powinna przyjąć go do domu, gdy wraca i prosi o przebaczenie? To zależy od tego czy rzeczywiście zmienił swoje nastawienie. Dowodem zmiany będzie chęć udania się do ośrodka odwykowego lub poddanie się terapii. Czy jeśli mu wybaczyła nie powinna go przygarnąć? Jeżeli nie zmienił swojej postawy nie powinna. Jeśli zgodzi się na jego powrót zaszkodzi w ten sposób mężowi. To utwierdzi go w przekonaniu, że jego zachowanie jest do przyjęcia. Szkodzi samej sobie, skazując się na nieludzkie życie oraz dzieciom, którym daje do zrozumienia, że to, co nienormalne i szkodliwe, jest do zaakceptowania.

Nie zawsze wydarzenia są tak dramatyczne. Zawsze jednak są one bolesne dla osoby, która je przeżywa. Bardzo często doświadczenia te dotyczą zdrady ze strony kogoś, kogo uważaliśmy za przyjaciela. Załóżmy, że dwie najlepsze przyjaciółki zwierzają się sobie z wszystkich swoich sekretów. Któregoś dnia jedna z nich odkrywa, że jej koleżanka wie wszystko to, z czego w tajemnicy zwierzyła się swojej przyjaciółce. To bolesny cios. Co wtedy? Z doświadczenia wiem, że najlepiej sprawdzić „u źródła”, jak doszło do tego, że osoba trzecia zna fakty, których znać nie powinna. Jeżeli doszło do zdrady zaufania, należy przebaczyć nade wszystko dla własnego dobra. Jak zachowywać się wobec dawnej przyjaciółki? Należy z nią porozmawiać i określić się w relacji. Stanąć przed nią w prawdzie i na przykład powiedzieć: „Nie jestem w stanie dalej traktować cię jak przyjaciółki, ale możemy być koleżankami” lub „straciłam do ciebie zaufanie, ale nadal chciałabym się z tobą przyjaźnić, z tym że nabranie na nowo zaufania zapewne potrwa pewien czas”. Krótko mówiąc, przebaczenie nie zobowiązuje cię do odbudowania relacji na tym samym poziomie, choć może w tym pomóc. Wybór należy do ciebie.

Zaufanie sobie

Kwestia zaufania sobie budzi zwykle wiele niezrozumienia w kręgach chrześcijańskich. Przecież powinniśmy ufać jedynie Bogu. Oczywiście, co oznacza, że częścią zaufania do Niego jest nasze zaufanie do tego, jak nas stworzył i obdarował. Wydaje się, że w tej kwestii On bardziej ufa nam, niż my samym sobie. Popatrzmy jak Bóg ufa Mojżeszowi, kiedy objawia się mu w krzewie gorejącym. Bóg całkowicie jest przekonany, że Mojżesz się nadaje. A Mojżesz uważa dokładnie odwrotnie. Czy nie dlatego, że nie ufa Bogu? Oczywiście, ale także dlatego, że nie ufa sobie, jako temu, którego Bóg przygotował i posyła. Jeszcze wyraźniej widać to, kiedy Bóg powołuje Gedeona (Księga Sędziów 6, 11 – 16 BT). Bóg widzi Gedeona jako „dzielnego wojownika” a on sam siebie jako „najbiedniejszego w pokoleniu Manassesa oraz ostatniego w domu swojego ojca”. Bóg jednak wzywa go zarówno do zaufania sobie samemu („Idź z tą siłą, jaką posiadasz, i wybaw Izraela z ręki Madianitów.”) oraz do zaufania Bogu („Czyż nie Ja ciebie posyłam?”).

Zaufanie Bogu i idące za tym zaufanie sobie są jak dwie strony tej samej monety. Muszą iść w parze.

Oczywiście łatwo jest wpaść w obie koleiny. Można „ufać” Bogu i nic nie robić, ponieważ nie traktujemy siebie jako Bożych współpracowników. Z drugiej strony można też stwierdzić, że wszystko zawdzięczamy tylko sobie. Dobrze obrazuje to następujący werset: „Pamiętaj o Panu, Bogu twoim, bo On udziela ci siły do zdobycia bogactwa” (Pwt 8,18 BT). Z jednej strony nic nie robiąc nie wejdziemy w zaplanowane dla każdego z nas indywidualnie Boże bogactwo, a z drugiej strony możemy w pewnym momencie zapomnieć od kogo ową siłę do zdobywania bogactwa otrzymaliśmy. Mam jednak wrażenie, że wielu chrześcijan jest zbyt zapatrzonych w swoją małość i słabość, zapominając o obietnicy: „On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego. Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się słabnąc młodzieńcy, lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą.” (Iz 40, 29 – 31 BT). Jeszcze wyraźniej Bóg mówi o tym we fragmencie z księgi Joela: „Kto słaby, niech powie: «Jestem bohaterem»”(Jl 1, 10c).

Zakończę historią, która dobrze obrazuje fakt, że ufność do Boga polega też na tym, aby traktować siebie we właściwy sposób. Kilka lat temu wypełniałem formularz zgłoszeniowy na pewną konferencję, której miałem być uczestnikiem. Gdy doszedłem do rubryki, w której miałem zaliczyć się do wybranej kategorii, wpisałem kategorię VIP. Kiedy wraz ze znajomymi dostaliśmy bilety z miejscami, które zajmiemy w czasie konferencji, jako jedyny z naszej ekipy siedziałem w trzecim rzędzie – pozostali znaleźli się na samym końcu. Gdy im wyjaśniłem, jak to się stało, odpowiedzieli: „Ale przecież ty nie jesteś VIP-em”. Odparłem: „No cóż, panowie, fakty przeczą waszej opinii” 🙂

Jaki stąd wypływa morał? Traktuj siebie jak Bożego VIP -a, ponieważ rzeczywiście nim jesteś!

Źródło fot. www. pexels.com